W zasadzie można by zacząć tak: „Jej długie nogi kusiły…”. Nie, nie tak. Najpierw wszyscy zobaczą brokatowe rajstopy, chyba dziergane na drutach. Zacznijmy jeszcze raz. Rozpocznę od innego punktu na mapie ciała. „Łabędzia szyja, majestatycznie
i z gracją unosiła głowę.” Piękny widok. Szkoda, że kreować mi przyszło ten obraz w myślach, a nie podziwiać piękno autentyczne. Kobieta stanowiąca bowiem inspirację tych fragmentarycznych opisów obwieszona była zbyt wieloma wytworami jubilerskimi. Dekolt mienił się od łańcuszków i korali. Nawet piękna linia dłoni zakłócona została jedynie 7 pierścionkami i 3 bransoletkami okalającymi przegub lewej ręki.
Amerykański socjolog Erving Goffman stwierdził kiedyś, iż nasze życie to w gruncie rzeczy jeden nieprzerwany występ, który dajemy w „teatrze świata” – próbując zapanować nad przebiegiem otaczających nas wydarzeń. Dobrze zagrana rola daje nam szansę na sukces – kiepskie zaś aktorstwo to porażka. Zapewne domyślasz się już, drogi Czytelniku, o czym będzie traktować ten fragment. Współczesna kultura opiera się w dużej mierze na obrazach i w związku z tym to z nich czerpiemy sporą dozę informacji. Żyjemy w kulturze nie tylko konsumpcyjnej, ale i ograniczonej normami zachowań. Zostaliśmy wręcz zobligowani do przestrzegania pewnego kanonu ubioru. Niewątpliwie na to, co i gdzie nosimy, w jaką paletę barw się otulamy, ma wpływ typ organizacji, grupy społecznej, środowiska, szerokości geograficznej, ukonstytuowane tradycją wzorce itd. Złamanie kulturowych i zakorzenionych norm zemścić się może na nas odrzuceniem przez grupę, w której funkcjonujemy lub
o miejsce, w której zabiegamy. Już na początku podejmowanej kwestii uczynię jedno ważne zastrzeżenie. Łamanie zasad tylko po to, by udowodnić odrębność, nie jest warta zachodu.
A może się mylę, wszak nieważne, co mówią o nas, ważne, aby w ogóle mówili. Ot, np. Emma Watson – odtwórczyni roli Hermiony Granger w filmach o Harrym Potterze – została uznana za jedną z najgorzej ubranych gwiazd 2006 roku przez portal MSN. Na liście znalazły się takie gwiazdy, jak: Britney Spears, Mariah Carey, Madonna, Jeniffer Lopez, Natalie Portman, Charlize Theron czy wokalistka zespołu Black Eyed Peas. W takim zachowaniu musi pojawić się istotniejszy argument. Wyobraźmy sobie następujące sytuacje. Uczestniczymy w uroczystości żałobnej i zamiast ubrać się strój na miarę naszych kulturowych i akceptowanych norm, przywdziewamy różową bluzeczkę. Możemy się spodziewać, że takie zachowanie okaże się nietaktem i pozostawi niesmak.
Podążając tym tokiem myślenia, przyjrzyjmy się teraz toczonym od kilku lat dyskusjom na temat granic wytyczonych w stroju urzędnika. Coraz więcej urzędów bardzo ściśle określa krój, długość, kolory, w jakich urzędnik powinien stawić się do pracy. Ba, pieczętuje się te nakazy w postaci pisemnych dyrektyw. Słowacja np. rozstrzygnęła kwestię zbyt krótkich spódniczek, nadmiernych przezroczystości, klapek japonek czy krótkich spodenek u panów odgórnym rozporządzeniem. Otóż w formalnych kontaktach międzyludzkich dominuje (społeczna, niepisana umowa) – NIE MOŻNA DIALOGU BLOKOWAĆ. Na co dzień obcujemy z wieloma grupami zawodowymi, w których ubiór stanowi integralną część z profesją. A tymczasem czy to uczniowie, czy petenci, pacjenci czy klienci podnoszą w przeprowadzanych sondażach, że strój ich rozmówców ich rozprasza. Aby uzmysłowić sobie skalę problemu, wystarczy zerknąć na szkolne korytarze. Obecne tam zjawisko nazywam na swój użytek syndromem pępka. Kto żyw, odsłania ową pozostałość po niemowlęctwie, niejednokrotnie wystawiając na ludzkie spojrzenia i coś więcej. W większości przypadków owe obnażone brzuchy nie dostarczają nawet wrażeń estetycznych.
Nierzadkim widokiem na ulicach polskich miast są kobiety w zaawansowanej ciąży, demonstrujące swój stan. Macierzyństwo niewątpliwie jest piękne, ale należne jest mu dostojeństwo i wyjątkowość, a nie pospolityzowanie i obnażanie. I nie ma co udawać, znaczną część ludzi deprymuje takie noszenie się. Rozbawił mnie onegdaj artykuł w gazetce szkolnej „Klik”, w którym rozwodzono się nie o czym innym, jak o rowie mariańskim (linia oddzielająca pośladki) wystawionym na widok ludzki, a wszystko za sprawą skąpych spodni biodrówek. Niewielu przyznaje się do tego otwarcie i publicznie, ale w rozmowach nieoficjalnych i ankietach respondenci wyraźnie dają wyraz braku akceptacji dla hołdowania niektórym modom.
Ale wróćmy do zasadniczej kwestii. Podczas wszelkiego rodzaju rozmów kwalifikacyjnych, towarzyszących staraniom o pracę, baczną uwagę zwraca się na ubiór. Żaden szef nie chce mieć pracownika, który odstraszy potencjalnych klientów np. wulgarnym ubiorem. W żadnej profesji, opartej na jakości kontaktów z drugim człowiekiem, nie należy lekceważyć sprawy stosowności ubioru. Wyobraźmy sobie pielęgniarkę w zbyt wyzywającym stroju. Przedstawicieli np. władz samorządowych obwieszonych łańcuszkami z sygnetami na palcach czy paskami do spodni w stylu kowbojskim, z dużymi klamrami, i do tego garnitur. To prawie jak w tekście kabartu OTTO … i zasmażka.
Ciekawym widokiem są też urzędniczki przyodziane w miniówki i strojne falbanki. Dziennikarza z kolczykiem w języku i nosie. To prawda, że na polskiej scenie mieliśmy do czynienia już z ministrami kreującymi modę a’la puli (sweterkiem też zwaną). Cała afera nawet rozgorzała wokół sukienki w kwiaty z prowokującymi hasłami „Love”, „Romance” i „Sexy”, a i długo komentowane były przezroczystości prezentowane na wybiegu przez jedną z pań posłanek. Nie wzbudzają w nas także zaufania ludzie obnoszący się ze swą majętnością, przypominający swoim wyglądem kolorowego ptaka, czy niechlujni. Badania Demoskopu z 2004 roku, ale i późniejsze, ujawniają, iż w populacji badanych Polek 23 proc. wyda każdą kwotę na kosmetyki i ubrania, 47 proc. wyszukuje w sklepach nowości, 58 proc. preferuje klasykę.
W tym momencie przychodzą mi natychmiast na myśl anegdoty przywożone z zagranicy przez rodaków, którzy ciągle opowiadają, że np. w Niemczech mamy opinię ludzi ubranych w zwykły dzień jak do kościoła. Otóż tamtejszych pracodawców zadziwia stopień staranności i ekskluzywności, z jaką stawiamy się do wykonywania czynności zawodowych. Tak więc i „wady” mogą być zaletą. Przynajmniej zapomniano nam Dulską biegającą w brudnym szlafroku i papilotach.