Zdaniem Marka Zubera: HOSSA ZA OCEANEM
9 grudnia, 2015 0 komentarzyOd 2010 roku Stany Zjednoczone rozwijają się średniorocznie w tempie około 2,5%. Jeszcze dwa lata temu ekonomiści uważali, że w okolicach 2016 roku musi dojść do hamowania największej gospodarki świata. Teraz zdania są podzielone, przeważa jednak pogląd, że najlepsze dopiero przed nią.
Pewnie pamiętamy wszyscy 2009 rok. Świat pogrążył się w kryzysie, największym, jaki znamy. Takiego tąpnięcia nie obserwowano od czasu Wielkiego Kryzysu z lat 1929 – 1934. Dotyczyło to również, a może szczególnie, gospodarki amerykańskiej. To w końcu tam kryzys się zaczął, to tam załamały się ceny nieruchomości, to tam w znacznym stopniu legł w gruzach rynek instrumentów opartych na hipotekach, to tam wreszcie przed widmem bankructwa stanął system bankowy. I to włącznie, a właściwie przede wszystkim, z największymi instytucjami tego systemu, jak AIG, czy City Group. W efekcie tąpnęła cała gospodarka, w drugim kwartale 2009 roku spadek PKB przekroczył 4%.
Rząd amerykański i amerykański bank centralny, czyli FED, zareagowały od razu. Program ratowania opierał się na wydatkach rządowych oraz na skupie obligacji skarbowych, zwanym luzowaniem ilościowym. Czyli, de facto, na pożyczaniu, to rząd, i na drukowaniu, to bank centralny, pieniędzy. Pomysł zadziałał i już w 2010 roku, w trzecim kwartale, USA osiągnęły ponad 3% wzrostu PKB.
Ekonomiści nie byli go jednak pewni. Pojawiła się obawa, że może to być tylko chwilowa poprawa wynikająca z bilionów dolarów wpompowanych w gospodarkę. Powstała nawet teoria, że w 2011 roku może dojść do załamania, głębszego niż to, w 2009 roku. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. USA rozwijały się dość stabilnie, choć faktem jest, że, w dużej mierze, wciąż dzięki programowi luzowania ilościowego, prowadzonemu przez bank centralny. Zdecydowana większość obserwatorów uważała jednak, że koniec tego procesu, mało tego, nawet sama zapowiedz tego końca, może prowadzić do tąpnięć na rynkach finansowych i do spadku dynamiki PKB. Ale i te przewidywania okazały się błędne. Owszem zapowiedź ograniczenia drukowania pieniędzy wywołała spadek na giełdach, ale chwilowy i niewielki.
Nawet najwięksi optymiści przewidywali jednak, że w okolicach 2016 roku musi dojść do jakiegoś spowolnienia. Nie kryzysu, ale wyhamowania tempa wzrostu wynikającego po prostu z cyklu koniunkturalnego. Tymczasem obecne prognozy, także FED-u, mówią raczej o możliwym przyspieszeniu. Bezrobocie spadło poniżej 5% i ma spadać dalej. Perspektywy są bardzo dobre, nastroje również. O co zatem chodzi?
Czynników jest kilka. Ale najważniejsze wydają się dwa: rewolucja łupkowa i wciąż istniejąca, a może nawet pogłębiająca się w wielu obszarach, przewaga innowacyjności największej gospodarki świata. O ile drugi czynnik nie jest jakimś totalnym zaskoczeniem, o tyle pierwszy zaskoczył wszystkich. Nikt w 2011 roku nie spodziewał się tego, że ceny ropy na świecie spadną poniżej 50 USD za baryłkę, a ceny gazu w USA w okolice 100 USD za tysiąc metrów sześciennych i że taki udział w tym procesie będą miały Stany. Są one znowu kluczowym graczem w produkcji surowców energetycznych. Na razie korzystają z tego tylko odbiorcy krajowi, ale za chwilę, w 2016 roku, zacznie się eksport, bo decyzja ściągająca zakaz tego typu eksportu, wprowadzony pod koniec lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, w związku z kryzysem naftowym, jest przesądzona.
I co na to wszytko my, Europejczycy, z ledwo widocznym wzrostem PKB? I z gorsetem biurokracji i wszech obecnego socjalizmu? Oto jest pytanie…..
Autor: Marek Zuber
Brak komentarzy
Przejdz do rozmowyBrak komentarzy!
Możesz być pierwszym rozpoczynającym konwersację.