„Chcę być blisko kobiet, które zarządzają projektami i zespołami, bo sama jestem jedną z nich” – rozmowa z Izą Kopeć
16 lutego, 2012 0 komentarzy27 marca wystąpi podczas Forum Managera Na Obcasach w hotelu Bristol ze swym najnowszym repertuarem: tango nuevo. A już dziś, specjalnie dla Managera Na Obcasach, mezzosopranistka Izabela Kopeć mówi o tym, jak artystka radzi sobie w świecie biznesu i… po co Margaret Thatcher przez lata ćwiczyła głos.
ManagerNaObcasach:Czy artysta może być dobrym managerem? Czy jedno wyklucza drugie?
Izabela Kopeć: Kawa nie wyklucza herbaty. Będąc artystą, można być dobrym managerem. Ale trzeba mieć do tego predyspozycje – umieć zdobywać informację, łączyć fakty i budować sieć relacji. Trzeba mieć rękę na pulsie, bo biznes artystyczny, a zwłaszcza biznes rządzi się normalnymi rynkowymi regułami. A w otoczeniu rynkowym najcenniejsza jest informacja. Zdobywanie informacji to nieraz pełnoetatowa praca. I dlatego trudno to połączyć z procesem twórczym, który sam w sobie jest bardzo pochłaniający. Mimo wszystko czasem wydaje mi się, że łatwiej jest być dobrym managerem będąc artystą, niż być twórczym, będąc managerem. Dlatego na niektórych szkoleniach managerskich, uczestnicy dostają na przykład do ręki batutę. I uczą się jak prowadzić małą orkiestrę…
Co pani robi pośród uczestniczek forum Managera Na Obcasach (skąd pani obecność)?
Od początku mojej działalności artystycznej, jestem jednocześnie managerem. Dziedzina sztuki, jaką się zajmuję, czyli classical-crossover, a więc łączenie muzyki klasycznej i operowego wokalu z gatunkami muzyki popularnej, to wciąż w Polsce rzecz mało znana. Nie śpiewam prostych i lekkich w odbiorze piosenek. Tworzę muzykę dla wymagających słuchaczy. Muzykę, która skłania do refleksji. Od wielu lat opowiadam Polakom o tym gatunku muzyki. Żeby popularyzować w Polsce classical-crossover, założyłam firmę producencką – wydałam już kilka płyt i organizuję koncerty, takie jak np. otwarcie międzynarodowego festiwalu Kręgi Sztuki 2011 w Cieszynie, czy uroczysty polsko-włoski koncert na 600-lecie Katedry Włocławskiej. Chcę być blisko kobiet, które zarządzają projektami i zespołami, bo sama jestem jedną z nich.
Czy to prawda, że niektóre ważne osoby ze świata biznesu spotykają się z panią, żeby… ćwiczyć głos?
Tak. To prawda, ale nie mogę zdradzać nazwisk. To kobiety bardzo wpływowe, które przez lata konsekwentnie budowały swoją karierę. Ćwiczę z nimi impostację głosu, czyli prawidłowe osadzenie głosu oraz dykcję. Korzystają z moich porad, bo w trudnym otoczeniu rynkowym, czasem kilka wypowiedzianych w odpowiedni sposób zdań decyduje o tym, czy pracownicy przekonają się do naszych zaleceń, a kontrahenci do wizji. Mężczyźni mają łatwiej – ich głos jest z natury niższy i bardziej przekonujący. My kobiety, nawet świetnie wykształcone i merytorycznie przygotowane do pełnionych funkcji, mamy czasem problem z wiarygodnością. Nikt nie uwierzy managerowi, który na ściśniętym gardle przekonuje do swojej koncepcji. Nawet Margaret Thatcher, o której życiu możemy w kinach oglądać teraz piękny film, przez lata uczyła się, jak obniżyć głos i sprawić, by brzmiał bardziej pewnie.
Czyli jakie jest brzmienie głosu władzy? Jak powinien brzmieć nasz głos, żeby inni – na przykład pracownicy w firmie – nas słuchali?
Głos powinien być pewny, płynący z przepony przez luźne gardło. Z odpowiednią dykcją. Stosunkowo niski, a nie piskliwy.
Jakie są najczęstsze problemy dotyczące głosu, z którymi zgłaszają się do pani managerowie?
Największe problemy kobiet to piskliwość i słabość głosu; głos grzęznący w gardle i nie zawsze prawidłowa dykcja. Głos z problemami to na przykład głos naszej europosłanki, pani profesor Joanny Senyszyn – specyficzny, piskliwy, nieprzyjemny dla ucha. Doceniam jednak panią profesor za to, że nad nim pracuje. Widzę tę pracę, kiedy słucham jej wystąpień. Ja przez lata uczyłam się dykcji podczas moich studiów w Akademii Muzycznej. Prawda jest taka, że choć krótki kurs oparty o skondensowaną wiedzę, powinien przejść każdy, kto używa głosu w pracy z ludźmi. Nie tylko więc artyści, śpiewacy powinni ćwiczyć głos.
Czy w pani firmie ARTMUS-IK pracuje pani sama, czy zatrudnia jakieś osoby?
Staram się elastycznie reagować na otoczenie rynkowe i zmieniającą się sytuację. Od pół roku pracuję sama, przy współpracy z dwiema zaprzyjaźnionymi firmami. Wiosną jednak zaczynam promocję płyty i tak jak wcześniej, przy prowadzeniu międzynarodowych projektów, będę zatrudniać pracowników. Przez cały rok zatrudniam muzyków, na wszelkiego rodzaju umowy, współpracuję z aranżerami, realizatorami, akompaniatorem. Daję też pracę stylistom, fryzjerom i współpracuję z projektantami. To wielka logistyka. Czasem wspiera mnie w niej zaufany pracownik, czasem też rodzina.
Wysyła pani rozliczenia do urzędu skarbowego? Wypełnia formularze? Spotyka się z urzędnikami?
(Śmiech) No nie, aż tak rewelacyjna nie jestem. Robi to za mnie księgowa, która zresztą ma ze mną czasem skaranie boskie. Zwłaszcza wtedy, kiedy dostaje do księgowania umowy międzynarodowe z muzykami z przeróżnych zakątków świata, o różnych osobowościach. Kiedy na przykład musiała księgować umowę Argentyńczyka, mieszkającego na stałe w Paryżu, który nigdzie nie jest zameldowany, a przyjechał zagrać ze mną w Polsce… miałyśmy kryzys. To co z pewnością robię – to pisanie przeróżnych wniosków i ofert jako producent. Choć do żmudne, myślę, że mam już w tym wprawę.
Czy śpiewaczka musi codziennie ćwiczyć głos? Gdzie pani trenuje? W domu? W Akademii Muzycznej? Podczas prywatnych konsultacji? Na wyjazdach?
Tak. Ćwiczę codziennie w domu, co najmniej dwa razy w tygodniu staram się spotykać z moją cudowną przyjaciółką Ewą Pelwecką, pianistką Warszawskiej Opery Kameralnej, z którą realizuję program klasyczny. Czasem korzystam z konsultacji z moimi profesorami, z którymi staram się utrzymywać kontakt – na przykład z cudownym profesorem Kazimierzem Myrlakiem z Akademii Muzycznej we Wrocławiu. A ostatnio brałam udział w wyjazdowych kursach mistrzowskich profesora Ryszarda Karczykowskiego, wspaniałego, znanego na całym świecie polskiego tenora.
W 2012 roku przygotowuje pani nowy projekt, który pokaże pani podczas forum Managera Na Obcasach – płytę z tangami AstoraPiazzolli. Prosze powiedzieć o tym coś więcej?
Mogę powiedzieć tyle, że płyta ukaże się na przełomie kwietnia i maja. Będzie to produkcja międzynarodowa. Nagrałam ją z Aconcagua Quintet, czyli muzykami orkiestry Filharmonii Luksemburskiej, w Luksemburgu kilka miesięcy temu. To repertuar pieśni AstoraPiazzolli, legendarnego twórcy muzyki tango nuevo, czyli pięknego estetycznego tanga do słuchania. Fragment tego repertuaru przedstawię podczas Forum Managera Na Obcasach 27 marca, w hotelu Bristol w Warszawie.
Czy trudno było namówić europejskich muzyków na taką współpracę?
Nie było trudno ich namówić, ponieważ czujemy tę piękną muzykę tak samo. Nasze wrażliwości muzyczne są podobne. To doskonali, bardzo sprawni muzycy. Liderem kwintetu jest pianistka polskiego pochodzenia: Beata Szalwinska, stypendystka rządu francuskiego, która od lat mieszka w Luksemburgu… To, co w tej współpracy było trudne, to logistyka. Zorganizowanie nagrania w Luksemburgu, skoordynowanie kalendarzy wszystkich muzyków, przewiezienie tam realizatora, sprzętu. Na szczęście w tym wszystkim pomogła mi bardzo Beata i moi współpracownicy. Później musieliśmy stworzyć międzynarodowe umowy licencyjne i je podpisać. To wszystko zajęło masę czasu.
Czy będzie pani koncertować z repertuarem Piazzolli?
Tak. To, co zaśpiewam podczas Forum Managera Na Obcasach będzie taką przedpremierą. Zagram w malutkim, ale bardzo wyjątkowym składzie. Po premierze będę koncertować z dwoma składami: luksemburskim i naszym polskim. W Polsce gram z fantastycznym pianistą i cudownym aranżerem Tomkiem Filipczakiem. To on jest „ojcem” tego projektu, bo stworzył aranże, w których my muzycy, wszyscy jesteśmy zakochani. Mam nadzieję, że kiedy użytkowniczki Managera Na Obcasach usłyszą tę muzykę, poczują to samo.
A pani sama tańczy tango?
Tak. Uczułam się w Złotej Milondze w Warszawie. Nie mam zbyt dużo czasu na praktykowanie systematyczne, ale czasem wymykam się w nocy na milongę. Tango jest dla mnie bardzo ważne. Pobudza zmysły, kreatywność, wzmaga ekspresję. Tango łączy ludzi – podczas jednej z „domówek” dowiedziałam się niedawno, że w tangu zakochana jest słynna psycholog Ewa Woydyłło, profesor Wiktor Osiatyński… Dlatego oprócz płyty odpalę tangowy projekt społecznościowy: ShowMeYourTango.pl Żeby łączyć miłośników tanga w całej Polsce.
Rozmawiała: KK
Brak komentarzy
Przejdz do rozmowyBrak komentarzy!
Możesz być pierwszym rozpoczynającym konwersację.